niedziela, 5 stycznia 2014

Rozdział 8

Zabawa się zaczęła więc czas ja rozkręcić. Czas unicestwić Pana Louisa raz na zawsze. Przez kilka dni obserwuje siedzibę gangu. Rozrysowałam sobie plan budynku i wiem gdzie mam węszyć.Wzięłam prysznic i czas się ładnie ubrać. Ładny wygląd ułatwia sprawę, nie oszukujmy się ładni maja łatwiej w życiu. Ubrałam czarne wygodne spodnie, czarny podkoszulek i czarna bluzę. Założyłam glany- ludzie je wyśmiewają ale mi się podobają i są praktyczne bo łatwiej rozwalić drzwi glanami niż obcasami. Związałam włosy w wysoki koński ogon i wzięłam swojego starego, dobrego przyjaciela - mały czarny pistolet. Powiedziałem babci,że wychodzę z przyjaciółmi do klubu. Ucieszyła się bo dawno już nigdzie nie wychodziłam. Kochana babcia martwi się. Często mi zarzucała,że zaniedbuje przyjaciół więc pewnie jej ulżyło. Idąc do celu rozmyślałam o swoich przyjaciołach. Byłych przyjaciołach,bo już od wieków się z nimi nie przyjaźnie. Nie są mi potrzebni... Kogo ja oszukuje jestem samotna, nie mam nikogo.
Po 20 minutach byłam koło budynku, który mnie interesował. Minęłam go i zaszłam od tylu do budynku obok. Czas rozpocząć wspinaczkę po drabinie na dach. Uhh 20 pięter i lęk wysokości ale Sky się nie poddaje.
Weszłam na pierwszy,drugi,trzeci,dziesiąty schodek,a reszta poszła już z górki. Położyłam się na ziemi i w takiej pozycji przeleżałam pół godziny czekając jak jakiś starszy facet w końcu ruszy swój spasły tyłek i wyjdzie się bawić z całą bandą. Po 20 minutach nie wygodnego leżenia gościu wyszedł. Teraz zacząć te  "filmową" część zadania. Zastanawiam się jak to robią te wszystkie gwiazdy,że zawsze są ładne, nigdy nie niszczą ubrań i nie mają śliniaków. Ja mam to szczęście,że odległość od dachu była nie wielka i wystarczył wziąć duży rozbieg.Wzięłam głębszy oddech i rozpędziłam się.Przy krawędzi dachu wspięłam się w górę.
Przez krótką chwilę czułam się niczym lecący ptak.Upadłam z głośnym hukiem na dach drugiego budynku.
Powoli podeszłam do dachowego okna i uklęknęłam przy nim.-Jak je do jasnej cholery otworzyć?-zadałam to pytanie na głos i przez chwile przypatrywałam się mu.W końcu wstałam i zadecydowałam,że muszę znaleźć jakieś inne wejście.Rozejrzałam się dookoła i dojrzałam małą klapę w dachu.Uśmiechnęłam się pod nosem i szybkim krokiem podeszłam do niej i wzięłam w dłonie małą czarną kłódkę.Wyjęłam z włosów swoją wsuwkę i po małych męczarniach w końcu ją otworzyłam.Cicho odstawiłam klapę obok i wślizgnęłam się do środka.Rozejrzałam się po pomieszczeniu i odtworzyłam mapę całego budynku w mojej głowie.Z tego co pamiętam jestem teraz na strychu dwa pokoje dalej od Tomlinson'a. Wyszłam najciszej jak się dało z pokoju,a podłoga zaskrzypiała.Szłam przez czarny korytarz,aż stanęłam przed drzwiami jego pokoju.Przez moment im się przypatrywałam i złapałam za klamkę,cicho je otwierając.Zajrzałam do środka i zobaczyłam wielką przestrzeń,składającą się z dwóch dużych pomieszczeń,odgrodzonych ścianą.Weszłam w głąb pokoju i zobaczyłam smugę światła dochodzącą z drugiego pokoju.Stanęłam w wejściu i zobaczyłam jego.Stał przed sporej wielkości biurkiem,na którym były rozłożone papiery.Przypatrywałam mu się,a z torby wyjęłam mojego małego przyjaciela.Podchodziłam do niego powoli,stawiając małe kroczki.Nie słyszał mnie.Widziałam jak bardzo jego uwagę pochłonęły kartki papieru.Stanęłam za nim i przystawiłam mu pistolet do głowy.Gdy poczuł przedmiot wzdrygnął się i zerknął w moją stronę.
-Cześć Louis.-wycedziłam przez zęby,łapiąc za spust.Chłopak spojrzał na mnie w szoku,a jego oczy pociemniały.
-Co to kurwa ma znaczyć Sky ? Bawisz się w superbohatera ?- odparł z lekkim uśmiechem.
Ciekawe czy będziesz taki wesoły jak ci dam kulkę w łeb,pomyślałam.
- No co Sky zabij mnie i po sprawie. No dalej mała,masz szansę.-szepnął,patrząc na mnie swoimi ciemnymi tęczówkami.
Przypatrywałam się jego odbiciu w lustrze w ciszy.Czemu tak długo mi to zajmowało? Przecież planowałam to tak długo.No dalej Sky! Zabij go i będzie po sprawie.-w mojej głowie odzywało się drugie ja,które ani na chwile się nie zamykało.Już ciągnęłam za spust,już byłam taka bliska celu,kiedy do pokoju z kopniaka wleciało paru mężczyzn z pistoletami wymierzonymi prosto na nas.
-Nareszcie Cię mam.-wycedził jeden z nich,a jeden z nich korzystając z mojego zdezorientowania pchnął mnie na ścianę,po której zjechałam na podłogę.Podniosłam swoje spojrzenie i spojrzałam na mężczyznę.
Jego głos..Był taki znajomi.Przymknęłam swoje oczy,a w mojej głowie zaczęły pojawiać się migwki wspomnień....
____________________
Tak na wstępie pragnę Was wszystkich bardzoo,ale to bardzo przeprosić.Wiemy,że zawaliłyśmy sprawę i pewnie rozdział nie jest taki jak oczekiwałyście.Pewnie teraz powiecie,że były święta i obietnice,ale jeśli mamy kogoś tutaj osądzać to tylko wyłącznie mnie,bo Goga ciągle mi o Was tutaj przypominała.Obie postaramy się,aby te rozdziały były w miarę regularnie dodawane i już macie moje słowo.
Rozdział nie wyszedł za dobry.. i ja to wiem,ale mam nadzieję,że zrozumiecie.Dawno nie pisałam i szczerze trudno mi było pisać,ale myślę,ze niebawem się to zmieni.
Następny rozdział myślę,że pojawi się w następny weekend.
Caro & Goga