Kolejne dni były koszmarem.Ciągłe wrażenie,że nie jestem sama.Wiecie to tak jakbym miała anioła....niestety miałam obawy,że nie jest to mój stróż ale mój pogromca. Nie chce się do to tego przyznawać ale rola ofiary mi się nie podoba. Nigdy nie myślałam,że to ja znowu będę myszą. Co gorsza obawiam się,że wpadam w obłęd,że to moja chora wyobraźnia płata mi figle. Co się dzieję? Ignorując komplikację chciałam się czegoś dowiedzieć o Lou dlatego postanowiłam odwiedzić kryjówkę.Wcześniej zasłoniłam okna tak dla pewności i weszłam do mojej oazy.Jak zawsze powitały mnie twarze moich ofiar. Ten ból i cierpienie na ich twarzach...To wszystko co kiedyś czułam ja..
Ciekawe czy moje zdjęcie też wisi na ściance u mojego" stróża"ta myśl przeszła przez moją głowę.Odsuwając ją od siebie,wzięłam dokumenty i zaczęłam czytać:
Louis William Tomlinson lat 21. Miał trudne dzieciństwo. Jego ojczym - prześladowca zginął w tajemniczych okolicznościach. Należy do gangu "Łysego" - jeden z najlepszych w tym fachu. Nie ma bliskich. Jest znany z niezwykłego okrucieństwa. Poszukiwany w Kanadzie. -Cóż za życiorys niczym jakiś Dark. Boże co to za typ?-westchnęłam.-Zazwyczaj trafiały mi się owieczki. A teraz mam dynamit w rękach i lufę przy głowie.Super co tu jeszcze mamy - Stały bywalec klubu nocnego " Piekło"-mimo woli parsknęłam śmiechem oryginalna nazwa pasującą do charakterku. - Ma słabość do kobiet - chyba raczej one do niego-skomentowałam i dalej pogłębiłam się w lekturze.- Cechą charakterystyczną jest wytatuowany gołąb na ramieniu.- i koniec?
-Nic więcej. Jestem wściekła. Tu nic nie ma ! Jakieś głupoty !-Z furią rzuciłam dokumenty na podłogę i z wściekłości zaczęłam kopać krzesło. Dzięki za pomoc. Wszyscy mi pomagacie. Jesteście super nie ma co. Z trudem się opanowałam bo przypomniałam sobie, że dziadkowie są w domu. Postanowiłam się przespać i odreagować. Stres mnie wyniszczy. Postanowiłam w nocy wkroczyć do akcji.
Ciekawe czy moje zdjęcie też wisi na ściance u mojego" stróża"ta myśl przeszła przez moją głowę.Odsuwając ją od siebie,wzięłam dokumenty i zaczęłam czytać:
Louis William Tomlinson lat 21. Miał trudne dzieciństwo. Jego ojczym - prześladowca zginął w tajemniczych okolicznościach. Należy do gangu "Łysego" - jeden z najlepszych w tym fachu. Nie ma bliskich. Jest znany z niezwykłego okrucieństwa. Poszukiwany w Kanadzie. -Cóż za życiorys niczym jakiś Dark. Boże co to za typ?-westchnęłam.-Zazwyczaj trafiały mi się owieczki. A teraz mam dynamit w rękach i lufę przy głowie.Super co tu jeszcze mamy - Stały bywalec klubu nocnego " Piekło"-mimo woli parsknęłam śmiechem oryginalna nazwa pasującą do charakterku. - Ma słabość do kobiet - chyba raczej one do niego-skomentowałam i dalej pogłębiłam się w lekturze.- Cechą charakterystyczną jest wytatuowany gołąb na ramieniu.- i koniec?
-Nic więcej. Jestem wściekła. Tu nic nie ma ! Jakieś głupoty !-Z furią rzuciłam dokumenty na podłogę i z wściekłości zaczęłam kopać krzesło. Dzięki za pomoc. Wszyscy mi pomagacie. Jesteście super nie ma co. Z trudem się opanowałam bo przypomniałam sobie, że dziadkowie są w domu. Postanowiłam się przespać i odreagować. Stres mnie wyniszczy. Postanowiłam w nocy wkroczyć do akcji.
* Oczami Louisa *
Śledzę Sky od kilku dni ale żadnych ciekawych rzeczy się nie dowiedziałem.Ta jakby nie była tą osobą,ktorą miałem znaleźć.. Wyprowadza mnie to z równowagi dlatego postanowiłem wprowadzić plan B.
* Oczami Sky *
Z trudem otworzyłam oczy i spojrzałam na zegarek. Była już 19:30.Chyba naprawdę sytuacja mnie przerasta. Zeszłam na dół i usłyszałam dzwonek
-Ja otworze!- krzyknęłam do dziadków,którzy oglądali telewizje i podeszłam do drzwi. I po raz kolejny mnie zamurowało.W drzwiach dojrzałam Lou opartego o framugę z rękami w kieszeniach. Czego on do diabła chce tym razem.-pomyślałam z irytacją.
- Czego chcesz ? - zapytałam oschle.
-Ale jesteś miła - odparł z lekkim uśmiechem, który mi się cholernie podobał. Co się ze mną dzieje? Chyba zbzikowałam - Mogę wejść ? Chciałbym porozmawiać. - On chce rozmawiać. Taa a ja jestem królowa Elżbietą. Już miałam zatrzasnąć drzwi ale mnie oświeciło. Przecież mogę być miła i po obserwować go. Odsunęłam się od drzwi i zaprosiłam go do środka.
- Sky kto przyszedł ? - zawołał dziadek z salonu.
-Lou ! - odkrzyknęłam mu
-Jaki Lou?Nie znam żadnego. - zdziwił się.
-John uspokój się - powiedziała babcia.- to przyjaciel Sky,bardzo miły. - poinformowała go.
-Jeśli chcecie coś do jedzenia to idźcie do kuchni i weźcie sobie. -zaczęła.-Sky zadbaj o gościa bo ja oglądam Doktora House'a.
Z głębokim westchnieniem zaprowadziłam go do kuchni ale miałam poważne obawy czy się tym razem nie pozabijamy. Przynajmniej dziadkowie nie będą przeszkadzać bo są uzależnieni od doktorka.
Nalałam nam soku pomarańczowego i zapytałam
- Czego chcesz?-starałam się przybrać jak najmilszy ton głosu.
- Hmmm...-zamyślił się.-Nasza znajomość nie zaczęła się najlepiej dlatego w ramach przeprosin chciałbym cie zabrać na kolacje.-powiedział.-Oczywiście jeśli chcesz.-szybko dodał.
Boże co on nagle taki miły się zrobił ? Zastanawiałam się czy przyjąć jego zaproszenie i doszłam do wniosku,że :
a) ułatwi mi to robotę i nie będę musiała zarywać nocy
b) będę mogła wyjść nie okłamując dziadków
c) może będę się dobrze bawić.
Sama już nie pamiętam kiedy ostatni raz wyszłam z domu tak po prostu ze znajomymi. Oczywiście Lou nie był moim przyjacielem ale miał ładny uśmiech i te lazurowe oczy a i ten tyłeczek. Z rozmyślań wyrwała mnie dłoń Louisa, która położył na mojej. W skutek jego dotyku ogarnęło mnie takie ciepło....
- Myślisz jak mnie spławić? - zaśmiał się. Co oznaczało, że zrobiłam z siebie idiotkę, która myśli o jego tyłku. Boże co ze mną jest nie tak ?-komentowałam swoje poczynania w myślach.
- Nie.- zaprzeczyłam - przyjmuje twoje zaproszenie tylko musisz chwile poczekać.-widząc jeg rozkojarzone spojrzenie,dodałam.-Muszę się przebrać.
Lou pokiwał głową a ja poszłam do swojego pokoju. Dlaczego uśmiecham się na myśl,że idę z nim na kolacje? Jest przystojny ale to mój cel więc się ogarnij Sky.-skarciłam siebie w myślach i otworzyłam szafę.Ubrałam jedną z moich ulubionych sukienek,do czego dobrałam kilka dodatków.Do tego założyłam czarne buty. Związałam włosy i przejechałam usta moim ulubionym błyszczykiem. Miałam już wychodzić ale zapomniałam o broni, którą zawsze ze sobą nosze. Schowałam ja do torebki i zeszłam na dół.Pożegnałam się z dziadkami i wyszliśmy z domu. Przed nami stało czarne Ferrari i nie zdziwiłam się kiedy Louis otworzył przede mną drzwi. Na brak gotówki na pewno nie narzeka...-pomyślałam.Po 10 minutach szybkiej jazdy byliśmy na miejscu. Zamówiliśmy sobie dania : Louis homara i ostrygi a ja sałatkę wegetariańską. Muszę przyznać,że bardzo miło mi się z nim rozmawiało.Lou był taki ciepły, spokojny i delikatny,że nie mogłam uwierzyć,że mógłby zrobić komuś krzywdę. W pewnym momencie w restauracji zrobiło się romantycznie. Przygaszono światła a kapela zagrała piosenkę Celine Dion My Heart Will Go On ,którą nawiasem mówiąc kocham.
- Chcesz zatańczyć ? - zapytał Lou i widząc mój zdziwiony wyraz twarzy,dodał - nie gryzę i całkiem nieźle tańczę.-uśmiechnął się.Chyba widział,że się waham bo chwycił mnie za dłoń i zaprowadził na parkiet. Czując jak mnie obejmuje i kładzie rękę na biodrze przeszedł mnie miły dreszcz. Kołysaliśmy się w rytm piosenki. W jego objęciach czułam się tak bezpiecznie i nie pamiętałam o tym całym burdelu w moim życiu. Louis był ode mnie wyższy i był silny. Może dlatego tak bardzo chciałam,żeby mnie trzymał tak do końca życia? Kurde co się ze mną dzieje? Przecież ja mam go zabić .... ale chyba się zakochałam. Ta myśl mnie przeraziła i dlatego tak gwałtownie wyrwałam się z jego objęć. Spojrzał na mnie zdziwiony i raz jeszcze mnie objął,a ja nie miałam siły mu się oprzeć. Czułam jego ciepły oddech koło ucha. Wtuliłam się w niego i zamarłam.Zamarłam na widok jaki widziałam za jego ramieniem.
W kącie siedział Max i bardzo uważnie mi się przyglądał. Kiedy nawiązaliśmy kontakt wzrokowy wiedziałam,że nie jest zadowolony. Ręką dał mi znać,że mam iść za nim.
-Lou wybacz ale muszę do toalety.-powiedziałam pierwsze co wpadło mi do głowy.
-Czy coś się stało ? - zapytał i uświadomiłam sobie,że na twarzy mam wymalowane niedowierzanie.
-Nic się nie stało. Muszę poprawić makijaż. Wiesz takie tam babskie sprawy - odparłam i z wymuszonym uśmiechem poszłam do toalety. Max stał oparty o umywalkę,a gdy mnie zobaczył od razu warknął.:
- Mam nadzieje Sky,że to co widziałem jest twoim genialnym planem.
Chciałam mu odpowiedzieć ale nie chciał dopuścić mnie do słowa. Był wściekły. Zresztą nie dziwie się ale on mi wcale nie pomagał,a teraz się jeszcze czepia. Pomału działał mi na nerwy ale powstrzymywałam się od krzyku.
- Masz zadanie zapomniałaś ? - kontynuował - masz go z a b i ć.-wysyczał ostanie słowo.-A nie jeść z nim kolacje i obmacywać się w kiczowatych restauracjach.-dokończył wściekły.
- Wiem - odparłam z udawanym spokojem i wzięłam głęboki oddech.- nie musisz mi przypominać i mam jedną małą prośbę nie ucz mnie co mam robić. Najlepiej w ogóle się nie wpierdalaj w nie swoje sprawy Max.-warknęłam i przymrużyłam oczy.
- Niestety muszę bo Elizabeth się skarży i teraz już wiem nawet czemu.-prychnął.
- Haha skarży się ? - powiedziałam przez zaciśnięte zęby - W cale mi nie pomagacie więc nie majcie pretensji. Nigdy cie nie zawiodłam,Max...więc wrzuć na luz.-skończyłam.
- Masz się pospieszyć. Rozumiesz nie chcemy zbyt długo czekać. - Nie chcą czekać haha to może sami się tym zajmijcie pomyślałam ale nie powiedziałam tego.
- Max przyznaj się ona ci się podoba. Ba was coś łączy. Prawda?-powiedziała z przekąsem.
- Chuj ci do tego - zdenerwował się czyli mam racje. Nagle zrobił się agresywny. Nasz zimny i bezlitosny Max się zakochał - Masz wykonać robotę i tyle. Podszedł do drzwi ale zatrzymał się,
odwracając w moją stronę.
- Uwiodłaś go,a teraz to wykorzystaj i nie zapomnij,że chcemy widzieć jak cierpi,umierając z nieszczęśliwej miłości.Zabijesz go z zimną krwią,a wiesz co jest najlepsze?-spytał.-Nagrasz to.- Podał mi kamerę i wyszedł. Cały mój spokój poszedł w las i z wściekłością zaczęłam kopać drzwi. Cholera łatwo mówić. Mam dość. Czemu moje życie jest jednym wielkim bagnem ? Moja wściekłość znikała z każdym kopniakiem i w końcu osunęłam się na ziemie. I schowałam twarz w dłonie.Spojrzałam na torbę leżącą obok mnie i wyjęłam z niej czarny przedmiot.-Stajesz się moją zmorą przyjacielu.-szepnęłam i dotknęłam spust.Teraz byłam zagubiona jak małe dziecko w centrum handlowym. Zaczęłam drżeć i uspokojenie zajęło mi kilka minut.Schowałam przedmiot z powrotem na miejsce i wyszłam z łazienki. Podeszłam do Louisa i poprosiłam go o odwiezienie do domu. Jechaliśmy w krępującej ciszy. Kiedy podjechaliśmy pod dom wyszłam z samochodu bez słowa prawie biegnąc do drzwi. Nie oglądałam się za siebie wbiegłam na górę i wleciałam do pokoju.Od razu rzuciłam się na łóżko. Zaczęłam szlochać i nie wiem kiedy usnęłam.
* Oczami Louisa *
Ten wieczór był taki miły. Nie wiem co się stało. Czemu nagle wszystko się zepsuło? Odwiozłem ją do domu,a ona po prostu uciekła. Kurwa co jest? A mogło być tak przyjemnie. Co ja pieprze??? Masz ją zabić Lou. ZABIĆ.-zaakcentowałem w głowie ostanie słowo.Chyba się nie zakochałem. Nie. Nie. Nie! Zamienisz jej życie w koszmar. Nie ważne co do niej czujesz. Ale czy ja będę umiał ją zabić ? Czy jestem w stanie to zrobić? Nigdy czegoś takiego nie czułem.Zwykle zabijałem ludzi z rywalizujących gangów...Co ja pierdole! Moją listę ofiar śmiertelnych mógłbym zliczyć na palcach obu dłoni.Ona jest taka niewinna..-szepnąłem do siebie.-Ona jest morderczynią!-krzyknęło moje drugie ja.Po prostu cię rozmiękczyła chłopie. To jest jej plan..gra,w którą gra... Sprawiła,że chcesz ja chronić i cały czas o niej myślisz. W coś ty się wpakowałeś ???
__________________________________________________
Rozdział napisała Goga! ;)x Ja tylko lekko poprawiłam i dodałam kilka zdań od siebie... :)
Ona jest jak maszyna. Raz się zabierze,człowiek się nie obejrzy i bam! Już jest ;D
Dlatego wszystkie brawa należą się właśnie naszej wspaniałej współautorce.<3
Jeśli chodzi o kolejny rozdział to... tak jak zawsze. Czyli spodziewać się możecie go do 4.09 :)x
Dziękujemy za wszystkie komentarze i wyświetlenia.
Buziaki. xoxo
Hahah nieprawda. Caroo go poprawiła i dzięki niej ma sens. Zawsze skleja wszystko do kupy dlatego możecie to czytać. Dlatego możecie również jej bić brawa. ;* I się nie kłóć ze mną kocie XD Miło by było gdybyście wyrażali swoje zdanie w komach.
* Oczami Sky *
Z trudem otworzyłam oczy i spojrzałam na zegarek. Była już 19:30.Chyba naprawdę sytuacja mnie przerasta. Zeszłam na dół i usłyszałam dzwonek
-Ja otworze!- krzyknęłam do dziadków,którzy oglądali telewizje i podeszłam do drzwi. I po raz kolejny mnie zamurowało.W drzwiach dojrzałam Lou opartego o framugę z rękami w kieszeniach. Czego on do diabła chce tym razem.-pomyślałam z irytacją.
- Czego chcesz ? - zapytałam oschle.
-Ale jesteś miła - odparł z lekkim uśmiechem, który mi się cholernie podobał. Co się ze mną dzieje? Chyba zbzikowałam - Mogę wejść ? Chciałbym porozmawiać. - On chce rozmawiać. Taa a ja jestem królowa Elżbietą. Już miałam zatrzasnąć drzwi ale mnie oświeciło. Przecież mogę być miła i po obserwować go. Odsunęłam się od drzwi i zaprosiłam go do środka.
- Sky kto przyszedł ? - zawołał dziadek z salonu.
-Lou ! - odkrzyknęłam mu
-Jaki Lou?Nie znam żadnego. - zdziwił się.
-John uspokój się - powiedziała babcia.- to przyjaciel Sky,bardzo miły. - poinformowała go.
-Jeśli chcecie coś do jedzenia to idźcie do kuchni i weźcie sobie. -zaczęła.-Sky zadbaj o gościa bo ja oglądam Doktora House'a.
Z głębokim westchnieniem zaprowadziłam go do kuchni ale miałam poważne obawy czy się tym razem nie pozabijamy. Przynajmniej dziadkowie nie będą przeszkadzać bo są uzależnieni od doktorka.
Nalałam nam soku pomarańczowego i zapytałam
- Czego chcesz?-starałam się przybrać jak najmilszy ton głosu.
- Hmmm...-zamyślił się.-Nasza znajomość nie zaczęła się najlepiej dlatego w ramach przeprosin chciałbym cie zabrać na kolacje.-powiedział.-Oczywiście jeśli chcesz.-szybko dodał.
Boże co on nagle taki miły się zrobił ? Zastanawiałam się czy przyjąć jego zaproszenie i doszłam do wniosku,że :
a) ułatwi mi to robotę i nie będę musiała zarywać nocy
b) będę mogła wyjść nie okłamując dziadków
c) może będę się dobrze bawić.
Sama już nie pamiętam kiedy ostatni raz wyszłam z domu tak po prostu ze znajomymi. Oczywiście Lou nie był moim przyjacielem ale miał ładny uśmiech i te lazurowe oczy a i ten tyłeczek. Z rozmyślań wyrwała mnie dłoń Louisa, która położył na mojej. W skutek jego dotyku ogarnęło mnie takie ciepło....
- Myślisz jak mnie spławić? - zaśmiał się. Co oznaczało, że zrobiłam z siebie idiotkę, która myśli o jego tyłku. Boże co ze mną jest nie tak ?-komentowałam swoje poczynania w myślach.
- Nie.- zaprzeczyłam - przyjmuje twoje zaproszenie tylko musisz chwile poczekać.-widząc jeg rozkojarzone spojrzenie,dodałam.-Muszę się przebrać.
Lou pokiwał głową a ja poszłam do swojego pokoju. Dlaczego uśmiecham się na myśl,że idę z nim na kolacje? Jest przystojny ale to mój cel więc się ogarnij Sky.-skarciłam siebie w myślach i otworzyłam szafę.Ubrałam jedną z moich ulubionych sukienek,do czego dobrałam kilka dodatków.Do tego założyłam czarne buty. Związałam włosy i przejechałam usta moim ulubionym błyszczykiem. Miałam już wychodzić ale zapomniałam o broni, którą zawsze ze sobą nosze. Schowałam ja do torebki i zeszłam na dół.Pożegnałam się z dziadkami i wyszliśmy z domu. Przed nami stało czarne Ferrari i nie zdziwiłam się kiedy Louis otworzył przede mną drzwi. Na brak gotówki na pewno nie narzeka...-pomyślałam.Po 10 minutach szybkiej jazdy byliśmy na miejscu. Zamówiliśmy sobie dania : Louis homara i ostrygi a ja sałatkę wegetariańską. Muszę przyznać,że bardzo miło mi się z nim rozmawiało.Lou był taki ciepły, spokojny i delikatny,że nie mogłam uwierzyć,że mógłby zrobić komuś krzywdę. W pewnym momencie w restauracji zrobiło się romantycznie. Przygaszono światła a kapela zagrała piosenkę Celine Dion My Heart Will Go On ,którą nawiasem mówiąc kocham.
- Chcesz zatańczyć ? - zapytał Lou i widząc mój zdziwiony wyraz twarzy,dodał - nie gryzę i całkiem nieźle tańczę.-uśmiechnął się.Chyba widział,że się waham bo chwycił mnie za dłoń i zaprowadził na parkiet. Czując jak mnie obejmuje i kładzie rękę na biodrze przeszedł mnie miły dreszcz. Kołysaliśmy się w rytm piosenki. W jego objęciach czułam się tak bezpiecznie i nie pamiętałam o tym całym burdelu w moim życiu. Louis był ode mnie wyższy i był silny. Może dlatego tak bardzo chciałam,żeby mnie trzymał tak do końca życia? Kurde co się ze mną dzieje? Przecież ja mam go zabić .... ale chyba się zakochałam. Ta myśl mnie przeraziła i dlatego tak gwałtownie wyrwałam się z jego objęć. Spojrzał na mnie zdziwiony i raz jeszcze mnie objął,a ja nie miałam siły mu się oprzeć. Czułam jego ciepły oddech koło ucha. Wtuliłam się w niego i zamarłam.Zamarłam na widok jaki widziałam za jego ramieniem.
W kącie siedział Max i bardzo uważnie mi się przyglądał. Kiedy nawiązaliśmy kontakt wzrokowy wiedziałam,że nie jest zadowolony. Ręką dał mi znać,że mam iść za nim.
-Lou wybacz ale muszę do toalety.-powiedziałam pierwsze co wpadło mi do głowy.
-Czy coś się stało ? - zapytał i uświadomiłam sobie,że na twarzy mam wymalowane niedowierzanie.
-Nic się nie stało. Muszę poprawić makijaż. Wiesz takie tam babskie sprawy - odparłam i z wymuszonym uśmiechem poszłam do toalety. Max stał oparty o umywalkę,a gdy mnie zobaczył od razu warknął.:
- Mam nadzieje Sky,że to co widziałem jest twoim genialnym planem.
Chciałam mu odpowiedzieć ale nie chciał dopuścić mnie do słowa. Był wściekły. Zresztą nie dziwie się ale on mi wcale nie pomagał,a teraz się jeszcze czepia. Pomału działał mi na nerwy ale powstrzymywałam się od krzyku.
- Masz zadanie zapomniałaś ? - kontynuował - masz go z a b i ć.-wysyczał ostanie słowo.-A nie jeść z nim kolacje i obmacywać się w kiczowatych restauracjach.-dokończył wściekły.
- Wiem - odparłam z udawanym spokojem i wzięłam głęboki oddech.- nie musisz mi przypominać i mam jedną małą prośbę nie ucz mnie co mam robić. Najlepiej w ogóle się nie wpierdalaj w nie swoje sprawy Max.-warknęłam i przymrużyłam oczy.
- Niestety muszę bo Elizabeth się skarży i teraz już wiem nawet czemu.-prychnął.
- Haha skarży się ? - powiedziałam przez zaciśnięte zęby - W cale mi nie pomagacie więc nie majcie pretensji. Nigdy cie nie zawiodłam,Max...więc wrzuć na luz.-skończyłam.
- Masz się pospieszyć. Rozumiesz nie chcemy zbyt długo czekać. - Nie chcą czekać haha to może sami się tym zajmijcie pomyślałam ale nie powiedziałam tego.
- Max przyznaj się ona ci się podoba. Ba was coś łączy. Prawda?-powiedziała z przekąsem.
- Chuj ci do tego - zdenerwował się czyli mam racje. Nagle zrobił się agresywny. Nasz zimny i bezlitosny Max się zakochał - Masz wykonać robotę i tyle. Podszedł do drzwi ale zatrzymał się,
odwracając w moją stronę.
- Uwiodłaś go,a teraz to wykorzystaj i nie zapomnij,że chcemy widzieć jak cierpi,umierając z nieszczęśliwej miłości.Zabijesz go z zimną krwią,a wiesz co jest najlepsze?-spytał.-Nagrasz to.- Podał mi kamerę i wyszedł. Cały mój spokój poszedł w las i z wściekłością zaczęłam kopać drzwi. Cholera łatwo mówić. Mam dość. Czemu moje życie jest jednym wielkim bagnem ? Moja wściekłość znikała z każdym kopniakiem i w końcu osunęłam się na ziemie. I schowałam twarz w dłonie.Spojrzałam na torbę leżącą obok mnie i wyjęłam z niej czarny przedmiot.-Stajesz się moją zmorą przyjacielu.-szepnęłam i dotknęłam spust.Teraz byłam zagubiona jak małe dziecko w centrum handlowym. Zaczęłam drżeć i uspokojenie zajęło mi kilka minut.Schowałam przedmiot z powrotem na miejsce i wyszłam z łazienki. Podeszłam do Louisa i poprosiłam go o odwiezienie do domu. Jechaliśmy w krępującej ciszy. Kiedy podjechaliśmy pod dom wyszłam z samochodu bez słowa prawie biegnąc do drzwi. Nie oglądałam się za siebie wbiegłam na górę i wleciałam do pokoju.Od razu rzuciłam się na łóżko. Zaczęłam szlochać i nie wiem kiedy usnęłam.
* Oczami Louisa *
Ten wieczór był taki miły. Nie wiem co się stało. Czemu nagle wszystko się zepsuło? Odwiozłem ją do domu,a ona po prostu uciekła. Kurwa co jest? A mogło być tak przyjemnie. Co ja pieprze??? Masz ją zabić Lou. ZABIĆ.-zaakcentowałem w głowie ostanie słowo.Chyba się nie zakochałem. Nie. Nie. Nie! Zamienisz jej życie w koszmar. Nie ważne co do niej czujesz. Ale czy ja będę umiał ją zabić ? Czy jestem w stanie to zrobić? Nigdy czegoś takiego nie czułem.Zwykle zabijałem ludzi z rywalizujących gangów...Co ja pierdole! Moją listę ofiar śmiertelnych mógłbym zliczyć na palcach obu dłoni.Ona jest taka niewinna..-szepnąłem do siebie.-Ona jest morderczynią!-krzyknęło moje drugie ja.Po prostu cię rozmiękczyła chłopie. To jest jej plan..gra,w którą gra... Sprawiła,że chcesz ja chronić i cały czas o niej myślisz. W coś ty się wpakowałeś ???
__________________________________________________
Rozdział napisała Goga! ;)x Ja tylko lekko poprawiłam i dodałam kilka zdań od siebie... :)
Ona jest jak maszyna. Raz się zabierze,człowiek się nie obejrzy i bam! Już jest ;D
Dlatego wszystkie brawa należą się właśnie naszej wspaniałej współautorce.<3
Jeśli chodzi o kolejny rozdział to... tak jak zawsze. Czyli spodziewać się możecie go do 4.09 :)x
Dziękujemy za wszystkie komentarze i wyświetlenia.
Buziaki. xoxo
Hahah nieprawda. Caroo go poprawiła i dzięki niej ma sens. Zawsze skleja wszystko do kupy dlatego możecie to czytać. Dlatego możecie również jej bić brawa. ;* I się nie kłóć ze mną kocie XD Miło by było gdybyście wyrażali swoje zdanie w komach.