piątek, 23 sierpnia 2013

Rozdział 5

"-Zapłacisz za to suko!-krzyknął,a ja ścisnęłam mocniej broń,którą trzymałam przy jego głowie.
Trzęsącą się dłonią złapałam za spust i zamknęłam oczy,przed którymi ukazał się obraz,którego nie zapomnę do końca życia...
-Kocham Cię Sky...-szepnęła w moją stronę,a napastnik nacisnął za spust.Już po chwili jej bezwładne już ciało leżało na ziemi,a z moich oczów leciały łzy,które spływały po bladych policzkach.Pociągnęłam nosem i spięłam się gdy poczułam przedmiot przy mojej skroni.
-Teraz twoja kolej.-chlapnął.Zamknęłam usta w wąską kreskę,a do moich uszu dobiegł odgłos policyjnych syren.
-Spierdalamy,już!-wrzasnął oprawca mojej matki i chwile później oboje zniknęli z pomieszczenia......
Otworzyłam oczy i mocno zacisnęłam pewną dłoń na broni.
-Giń w piekle.-warknęłam,a po pomieszczeniu rozbrzmiał huk,a chwile później jego ciało upadło bezwładnie na ziemię...."
Szybko podniosłam się do pozycji siedzącej i starłam dłonią pot z czoła."To tylko sen.."-szepnęłam sama do siebie..Które nawiasem mówiąc nękały mnie od 5 lat.. Westchnęłam głośno i spojrzałam na zegar wiszący w mojej sypialni.Od razu zerwałam się z łóżka i biorąc do ręki ręcznik jaki wisiał obok przetarłam spoconą twarz i pędem pobiegłam do łazienki.
Po orzeźwiającej kąpieli gotowa,skierowałam się na dół.W powietrzu dało się poczuć zapachy wydobywające się z kuchni.Wciągnęłam nosem powietrze i cicho westchnęłam.Przeszłam przez próg kuchni i nie zerkając na nikogo otworzyłam lodówkę.
-Cześć babuniu.-przywitałam się i nalałam sok do szklanki po czym wzięłam jego łyk i odwróciłam się w jej stronę.Cała zawartość mojej buzi natychmiast rozlała się na podłogę,a ja zaczęłam głośno kaszleć.
-Sky,słoneczko...-szepnęła ze śmiechem.-Bo się zakrztusisz.
Gdy udało mi się już zapanować nad kaszlem,odchrząknęłam i spojrzałam w jej stronę.
-Co on tu robi?!-powiedziałam słabym głosem.
Babunia podążyła wzrokiem za moim spojrzeniem i uśmiechnęła się do Lou.-Louis?-spytała,a ja pokiwałam twierdząco głową.-Bardzo uroczy młodzieniec.Nie mówiłaś,że masz takiego wspaniałego
przyjaciela-stwierdziła i uśmiechnęła się do niego.
-Oj jest pani za miła.-odezwał się pierwszy raz odkąd pojawiłam się w pomieszczeniu.Babunia zaśmiała się i poklepała go po kolanie.-Ohh nie przesadzajmy.-odparła.-Zaraz wracam kochanie idę na chwilę do spiżarni,
po parę rzeczy na śniadanie.-skończyła i wstała z wygodnego krzesła.Zdziwiona spojrzałam w jej stronę.
Widząc moje rozkojarzone spojrzenie dodała.-Pan Tomlinson zje z nami.-nie zdążyłam nic jej odpowiedzieć,gdyż po tych słowach zniknęła za wejściem do kuchni.Wściekła odwróciłam się w stronę rozbawionego bruneta.
-Co ty tutaj do cholery robisz?!-warknęłam.Nie mogłam uwierzyć,że tak łatwo przekabacił moją babcie.
-Tak witasz przyjaciela?-spytał i udał urażony ton głosy.-Zabieram cię,Sky.-skończył twardym tonem.
-Niestety już się z kimś umówiłam.-odparłam niezrażona.Louis zaśmiał się pod nosem i wstał z krzesła. Stanął naprzeciwko mnie i ścisnął mocno moje ramiona.-Sky,skarbie..ty nie rozumiesz.-zaczął i wzmocnił uścisk na moich ramionach.-Idziesz ze mną czy ci się to podoba,czy nie.-chlapnął,a jego oczy stały się ciemniejsze niż zwykle.Przełknęłam narastającą gulę w gardle."Czyżby pan Tomlinson lubił mieć władzę?"Prychnęłam sama do siebie."Niestety...Trafił nie pod ten adres...Biedactwo"-pomyślałam i warknęłam w jego stronę.-To ty nie rozumiesz.-rzuciłam.Najwidoczniej nie spodobał się mu mój sprzeciw,
gdyż mocniej się nade mną pochylił,a uścisk jakim nie obdarzył stał się mocniejszy.W tej samej chwili do kuchni weszła babcia. Ze zdziwieniem na twarzy i troską w głosie zapytała
- Sky czy wszystko w porządku ??
-Tak babciu. To są tylko przyjacielskie kłótnie. Prawda Lou?- zapytałam mierząc go wzrokiem.
-Takie tam drobne sprzeczki.- przytaknął.
Babcia patrzyła na nas chwilę a później zaczęła parzyć kawę. Kamień spadł mi z serca. Miałam ochotę uderzyć go w twarz .... albo od razu go zamordować. Pieprzony dupek. Z wielkim trudem powstrzymywałam się od krzyku.
- O czym tak myślisz ? Jeszcze nie skończyliśmy ?- powiedział szeptem Lou.
- Mylisz się. Nie mamy o czym mówić - odparłam a raczej warknęłam na niego.
Muszę się go pozbyć. Tylko jak ?
-Sky kochanie jedz,bo ci wystygnie-powiedziała babcia.
Pokiwałam głową i dalej głowiłam się jak pozbyć się Louisa. Babcia swobodnie rozmawiała z nim co mnie doprowadzało do szału. Czasami mam wrażenie,że Bóg się na mnie uwziął i specjalnie komplikuje mi życie. Ciekawe za co. Co ja takiego zrobiłam ? Z moich rozmyślań wyrwał mnie głos.Jego głos.Zauważyłam,że jesteśmy sami w kuchni.
- Nie sprzeciwiaj mi się bo i tak pójdziesz ze mną - powiedział ostro.
 Jaki on miły. Naiwny jeśli myśli,że pokrzyżuje mi plany.
- Nie pójdę nigdzie z tobą bo już się umówiłam. I nie rozkazuj mi.
Zobaczyłam,że Lou jest coraz bliżej mnie. Robi się gorąco. Chciałam się oddalić ale on chwycił mnie za rękę.
- Idziesz i koniec ! I ani słowa więcej.
- Czy ty się bawisz w moich rodziców ?- Chwyciłam go palcami za policzka i mocno ścisnęłam
- Nie idę bo nie CHCĘ!- powiedziałam patrząc mu w oczy.
Lou wstał gwałtownie przewracając stołek. Był wściekły.
- To jeszcze nie koniec -wysyczał i szybko wyszedł trzaskając drzwiami.
Przez chwilę stałam sparaliżowana,nie mogąc wykrztusić ani słowa.
Oh jeah sukces !! Teraz mogę już iść. W pośpiechu zjadłam śniadanie i poszłam się przebrać. Pomyśleć,że Lou widział mnie w mojej kochanej piżamce w  krowy. Co za wstyd. Po pół godzinie byłam gotowa, pożegnałam się z babcią i po 10 minutach byłam na miejscu.Kawiarnia w której się umówiłyśmy była przytulna a jej wystrój zostawał w pamięci. W kącie zobaczyłam Elizabeth jak zawsze ubraną na czarno. Czy utrata syna spowodowała,że już zawszę będzie smutna,szara i w żałobie? Czy był dla niej aż tak ważny? Czy już na zawszę będzie cierpieć i nigdy nie pogodzi się z bólem?Było mi jej żal. Widząc jej smutne oczy i obojętną twarz miałam ochotę ją przytulić. Śmieszne ile nas łączy. Obie utraciłyśmy bliskie naszemu sercu osoby i obie się za to mścimy. Podeszłam do niej z uśmiechem na twarzy.
-Witaj Elizabeth.. Jak się masz? - zapytałam
- Cześć Sky. Dobrze,dziękuje- odparła ale obie wiedziałyśmy,że kłamie.- Czemu chciałaś się spotkać ?
Do stolika podszedł kelner. Zamówiłam kawę i kawałek ciasta malinowego.
-Chodzi o Louisa.-od razu przeszłam do rzeczy.-Chciałabym się dowiedzieć czegoś więcej o nim.-wyznałam
Kobieta przypatrywała się mi uważnie po czym,zatopiła swój wzrok w kawie.-Dostałaś już papiery.-odparła
obojętnie,a jej żyły na rękach stały się bardziej widoczne.Właściwie to miała racje.Papiery nadal leżą w mojej szufladzie,a ja do tej pory jeszcze ich całych dokładnie nie przejrzałam.
-Kim on był dla twojego syna?-spytałam łagodnie.Elizabeth spięła się i spojrzała na mnie.
-Dostałaś już odpowiedź na to pytanie.-rzuciła.Zerknęłam na nią podejrzanie,jednak na razie postanowiłam dać jej z tym spokój.
- To może wiesz może,gdzie mieszkają jego rodzice ?
- Sky czy ty się bawisz w pieprzonego detektywa ?! - krzyknęła przez co wszyscy spojrzeli w naszą stronę.
- Nie Elizabeth. Po prostu potrzebuje informacji - rzekłam spokojnie.
- Posłuchaj nie wiem jak to zrobisz ale ten dupek ma zginąć w męczarniach.- odparła z głową.
- Rozumiem ale potrzebuje informacji - powtórzyłam z naciskiem.
- Nie płacę ci za obijanie się Sky. Masz już dokumenty. Weź się do roboty. - powiedziała ze złością i wyszła.
- Ok. Do widzenia - powiedziałam do jej pleców.
Ciekawe czemu się tak zdenerwowała. Co ma do ukrycia. Widocznie nie lubi jak ktoś grzebie w przeszłości. zapłaciłam za rachunek i wyszłam z kawiarni.  Przez całą drogę miałam dziwne wrażenie,że nie jestem sama. Kilka razy oglądałam się za siebie ale wszystko wyglądało normalnie. Och Sky wpadasz w obłęd - powiedziałam do siebie i już o tym nie myślała. To dziwne uczucie wróciło gdy weszłam do swojego pokoju i byłam pewna,że ktoś tu był i przeglądał moje rzeczy.
                                                           
* Oczami Louisa *

Wychodząc rano z domu Sky wiedziałem,że jeszcze tam wrócę i poszperam.Wkradłem się do jej domu o 14.00 i od razu zacząłem przeglądać jej rzeczy.Ciuchy..pełno ciuchów. Ile można ich mieć??Kto zrozumie dziewczyny??Na szafce stały zdjęcia,które przestawiały prawdopodobnie dziewczynę i jej rodzinę. Pogrzebałem trochę w szufladach i pod łóżkiem ale nic ciekawego nie znalazłem. Pół godziny później już mnie tam nie było. Najwyraźniej Sky ma swoją tajemną skrytkę, którą muszę odkryć. Sky,kocie zabawa się zaczęła.-szepnąłem do siebie i zaśmiałem się,przeskakując przez płot jaki otaczał posesję.

...................................................................................................................................................................

I oto jest nowy rozdział. mamy nadzieje,że wam się spodoba. Trochę nam to zajęło ale zaczynamy i myślę,że nie jest aż tak źle. Chętnie posłuchamy waszych opinii więc śmiało :) Następny rozdział już wkrótce. Dziękujemy za cierpliwość. 
Buziaczki ♥



4 komentarze:

  1. Doznałam szoku kiedy przeczytałam, że on jest w jej domu xd Elizabeth jest podejrzana :D Uwielbiam czytać twoje opowiadanie. ^^ Przyznam, że kocham takiego Lou <3 Z niecierpliwością czekam na następny

    OdpowiedzUsuń
  2. Omammomamoamomoa !
    Rany masz genialny pomysł na fabułę !
    Rozdział jest genialny , fenomenalny przekracza wszystkie granice w jak najlepszym tym słowie znaczeniu .!
    Będę tu wpadać często !
    xxZ

    + Przepraszam , ale jak masz czas wpadnij do mnie ♥♥
    http://livenothingisspeciallysuitable.blogspot.com/
    W skrócie ,, Hazz ma coraz większe problemy przez co ma rozprawę w sądzie . Czy jedno spotkanie w kancelarii odmieni jego życie ? ( Zayn , Harry )

    OdpowiedzUsuń
  3. Aaaaa....z uzależnienie .... rozdział jak zawsze genialny. Kocham tego Louisa ♥ jesteście super. Ciekawi mnie co ukrywa Elizabeth. Jest taka tajemnicza.... Widać że Sky chce go już zabić. Nie rozumiem tylko czemu Louis chce zabić ją. Będzie później wytłumaczone?

    OdpowiedzUsuń

Reklamy swoich blogów zamieszczajcie w zakładce SPAM. :)x
Polecam zapoznać się z jej treścią. ;)x
Dziękuję xx